Być w Miśni i nie być w fabryce porcelany to grzech. Naprawdę.
Król Polski i elektor Saksonii August II Mocny miał dużo, ale chciał mieć jeszcze więcej. Zatrudnił więc alchemików, których zadaniem było wyprodukowanie złota z innych metali. To oczywiście nie wyszło, ale – trochę przez przypadek – udało się wytworzyć porcelanę. Najpierw brązową (ta spodobała mi się najbardziej), potem białą. Zrobił to Johann Friedrich Böttger we współpracy z Ehrenfriedem Waltherem von Tschirnhausenem. I tak w roku 1710 rozpoczęła w Miśni działalność Królewsko-Polska i Elektorsko-Saska Manufaktura Porcelany (niem. Königlich-Polnische und Kurfürstlich-Sächsische Porzellan-Manufaktur).
Nie jestem fanem porcelany, ale miśnieńskie muzeum zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Na wielu eksponatach zawiesiłem oko na dłużej. Kilka z chęcią bym przygarnął. Nie miałem pojęcia, jak wiele jest porcelanowych form i wzorów, jak bardzo są dopracowane i wyrafinowane, jak wielka jest w nich dbałość o najdrobniejsze szczegóły. Dla fanów muzyki są porcelanowe organy, orkiestra symfoniczna złożona z kilkudziesięciu figurek i porcelanowy gong w kasie biletowej. Pani kasjerka dała się namówić i na nim dla nas zagrała Dla chętnych jest też możliwość obserwowania procesu produkcji. Na kilku stanowiskach pracownicy fabryki pokazują gościom tajniki swojej sztuki – toczenie na kole garncarskim, rzeźbienie, łączenie elementów, malowanie. Sporą pomocą był tu polski audioprzewodnik.
Przy fabryce działa sklep z porcelaną. Niektóre przedmioty są cudowne. Stylowe i eleganckie. Nic nie kupiliśmy z prostego powodu. Najtańsze przedmioty kosztują kilkadziesiąt euro, najdroższy, który wypatrzyłem – ponad 440 tysięcy!!! Po naszemu prawie dwie bańki… Niezły interes zwietrzył polski monarcha . Zostały dobre wspomnienia. No właśnie. To, co nas bardzo pozytywnie zaskoczyło, to arcymiła atmosfera, którą tworzą wszyscy pracownicy muzeum. Wszyscy się uśmiechają, chętnie odpowiadają na pytania, służą pomocą. Fajnie było tam być.